Carl Hermann Busse „Jestem poznańskim dzieckiem”. Część pierwsza: Dekada światła, dekada mroku

Danuta Chosińska

Sebastian Chosiński


Carl Hermann Busse  „Jestem poznańskim dzieckiem

Część pierwsza: Dekada światła, dekada mroku

 

Uczniem Królewskiego Gimnazjum Klasycznego w Wągrowcu był w tym samym czasie co Stanisław Przybyszewski. W przeciwieństwie do polskiego pisarza, szkoły w mieście nad Nielbą i Wełną jednak nie ukończył. Nie stanęło mu to na drodze do wielkiej kariery. Na początku XX wieku był jednym z najpoczytniejszych niemieckich pisarzy i jednym z najbardziej cenionych krytyków literackich. Jak zatem doszło do tego, że dzisiaj o Carlu Hermannie Bussem pamiętają tylko nieliczni?

„Poznańskie dziecko”, które nie mówiło po polsku

Spośród Niemców żyjących wśród nas przed wojną światową rzadko który pokochał ziemię naszą, która go żywiła, rzadko który zżył się z nami do tego stopnia, by umiał odczuć tętno życia polskiego, zrozumieć dążenia i tęsknoty Wielkopolan. Nie znając ani historii polskiej, ani stosunków naszych, przybysze niemieccy uważali autochtonów za ludzi gorszego gatunku, a ziemia polska (którą nazywali „deutsche Ostmark”) miała dla nich tylko o tyle znaczenie, o ile im dawała sute posady i łatwe zyski. Jeżeli zaś znalazł się między nimi jakiś pisarz lub poeta, to rzadko poruszał tematy polskie, a gdy już obrał sobie jako tło powieści lub noweli stosunki polskie, to pisał tendencyjnie, w duchu nam nieprzyjaznym. Chlubny wyjątek wśród tych pisarzy niemieckich, żyjących swego czasu wśród nas, stanowi mało znany, lecz przez znawców literatury niemieckiej ceniony pisarz i poeta Carl Busse, autor kilku mniejszych i większych nowel i opowieści na tle życia Polaków wielkopolskich” – taką oto „laurkę” wystawił Bussemu Tadeusz Pietrykowski w wydrukowanym w grudniu 1932 roku artykule zatytułowanym „Pisarz niemiecki Carl Busse jako regionalista Wielkopolski”. Ukazał się on w wychodzącym w Poznaniu, a poświęconym sztuce i kulturze, miesięczniku „Wici Wielkopolskie”. Wart podkreślenia jest fakt, że słowa te napisał wielki patriota, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, ale przede wszystkim były powstaniec wielkopolski. Napisał je natomiast o Niemcu, który wprawdzie wywodził się z Wielkopolski, ale był przecież wiernym poddanym cesarza Wilhelma II Hohenzollerna.

busse

fot.  Hochschul- und Landesbibliothek RheinMain in Wiesbaden, Nachlass Jacobowski Hs. 396, Nr. 566. (Kopenhaga, wrzesień 1892).

Ojciec Carla, Hermann August Busse, urodził się 23 maja 1830 roku w miejscowości Schwerin an der Warthe (dzisiejsza Skwierzyna w województwie lubuskim). W sierpniu 1907 roku, osiem lat po śmierci ojca, Carl – na prośbę wydawcy gazety „Aus dem Posener Lande” – sporządził, udostępniony czytelnikom, własny biogram, w którym opisał korzenie swych najbliższych krewnych. Dziadek pisarza ze strony ojca był szewcem i pochodził z terenów Nowej Marchii (konkretnie z Friedebergu, czyli Strzelców Krajeńskich), z kolei żona Hermanna, Maria Franziska z domu Beil – przyszła na świat 2 lutego 1854 roku w Mitteninne nieopodal Birnbaumu, to jest we wsi Średnica (Przedlesie) pod Międzychodem, ale jej przodkowie (Beilowie) posiadali niewielki majątek, na który głównie składał się młyn, w Unruhstadt, a więc Kargowej (w obecnym powiecie zielonogórskim). To wszystko uprawniało Carla do stwierdzenia: „Jestem więc w całości poznańskim dzieckiem”. Hermann i młodsza od niego o prawie ćwierć wieku Maria, z którą wziął ślub 24 października 1871 roku, początkowo mieszkali we wsi Lindenstadt (Lipowice) pod Międzychodem (dzisiaj jest to już jedna z dzielnic miasta); on pracował w kancelarii międzychodzkiego sądu powiatowego, dochodząc tam do stanowiska dyrektora.

Światło i mrok

Rodzina szybko zaczęła się powiększać: 12 listopada 1872 roku urodził się Carl Hermann, dwa lata później (17 września) na świecie pojawił się Otto Max, a po kolejnych dwóch latach (20 czerwca) – Paul Georg. Utrzymanie żony i trzech synów było kosztowne, w efekcie Hermann zaczął rozglądać się za lepiej płatną posadą i ostatecznie w 1882 roku cała piątka przeniosła się do Wągrowca (wtedy noszącego oczywiście niemiecką nazwę Wongrowitz). W archiwum Biblioteki Państwowej w Berlinie (Staatsbibliothek zu Berlin) zachowały się, spisane w lutym 1883 roku (i uzupełniane w dalszych miesiącach, a nawet latach), „Acta generalia” Augusta Hermanna (sic! w takiej kolejności imion) Bussego, wśród których znajduje się także jego krótki życiorys. Dowiadujemy się z niego między innymi, że wcześniej, jeszcze przed Międzychodem, pracował między innymi w Schwerinie; że „maturę pierwszego stopnia” zdał w 1855 roku, a w Wągrowcu przyjęto go na miejsce niejakiego Neumanna, który właśnie przeszedł na emeryturę. Zapiski urywają się w końcu lipca 1888 roku, wieńczy je adnotacja o przeniesieniu pracownika „w stan spoczynku”.

0097.jpg

fot. Sąd Rejonowy w Wągrowcu – Königliches Amtsgericht in Wongrowitz, ok. 1906-1910 (Biblioteka Narodowa)

acta.jpg

fot. Acta generalia des Königlichen Amtsgerichts Wongrowitz – akta personalne Augusta Hermanna Bussego ze zbiorów Biblioteki Państwowej w Berlinie (Sebastian Chosiński)

Miało to związek z pogarszającym się już od kilkunastu miesięcy stanem psychicznym Hermanna, który najpierw trafił do szpitala dla nerwowo chorych w Obornikach Śląskich, a następnie – od października 1877 roku – do Zakładu Psychiatrycznego (Provinzial-Irren-Heilanstalt) w Owińskach, wsi położonej kilkadziesiąt kilometrów na południe od Wągrowca (w kierunku na Poznań), gdzie zresztą zmarł 1 lutego 1889 roku. Koledzy z sądu dostrzegali postępy choroby, czego ślady można znaleźć we wspomnianych powyżej zapiskach. Mowa jest na przykład o wpisywaniu przez Bussego fałszywych dat wpływu dokumentów, jego dziwnym wzroku i braku kontaktu. Choć z drugiej strony pojawiają się w nich informacje, że był to zawsze sumienny i pracowity urzędnik. Z czasem odsuwano go od obowiązków, wreszcie zdecydowano się skierować na leczenie. Zwolnienia z pracy przedłużały się – raz były to dwa tygodnie, kiedy indziej półtora miesiąca. Po hospitalizacji stwierdzono pierwotnie umiarkowane zaburzenia. Ale stan zdrowia, mimo kuracji, wcale się nie poprawiał. W końcu nadeszło z Owińsk orzeczenie o poważnej chorobie psychicznej, co z kolei wpłynęło na podjęcie decyzji o zwolnieniu Hermanna. Można tylko podejrzewać, że ta wiadomość podłamała go ostatecznie i być może przyspieszyła śmierć.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

fot. Budynek Zakładu Psychiatrycznego w Owińskach – Provinzial-Irren-Heilanstalt in Owinsk (wikipedia.pl)

Najlepszy w klasie

Wydarzenia te odcisnęły silne piętno na całej rodzinie. Dwadzieścia lat później Carl Hermann dał temu wyraz, publikując w wydawanym w Stuttgarcie czasopiśmie „Echo literackie” („Das literarische Echo) rozbudowany artykuł zatytułowany „W lustrze. Szkice autobiograficzne” („Im Spiegel. Autobiographische Skizzen”). Lata spędzone w Międzychodzie określił w nim czasem sielanki. Napisał wprost: Muszę być wdzięczny losowi, że otaczał pierwszą dekadę mojego życia światłem i ciepłem, więc jestem wdzięczny i za to, że drugie dziesięć lat otoczone było mrokiem”. Przeprowadzka do Wągrowca (określanego wtedy oficjalnie mianem Gymnasialstadt Wongrowitz) była dla niego, jak i jego młodszych braci, wielkim przeżyciem. Niekoniecznie radosnym, skoro po raz w życiu dane im było jechać pociągiem, którego zwyczajnie się bali. Miasto wzbudzało niepokój z jeszcze jednego powodu – silnego „żywiołu polskiego”. Mimo to, jak wspominał, można było się z Polakami porozumieć i żyć w pokoju. Inna sprawa, że Carl był na nich skazany. W szkole, do której zapisał go ojciec, Królewskim Gimnazjum Klasycznym, stanowili oni przecież najliczniejszą nację. Na jego korytarzach spotykał się ze Stanisławem Przybyszewskim, Władysławem Rabskim, młodym hrabią Napoleonem Rutkowskim, jak również z synami ówczesnego starosty (landrata) wągrowieckiego von Unruha, Victorem i Maxem.

Bydunek szkoły w końcu XIX wieku.jpg

fot. Królewskie Gimnazjum Klasyczne w Wągrowcu w końcu XIX wieku. (Muzeum Regionalne)

Istniejące od 1872 roku Gimnazjum było szkołą „klasyczno-humanistyczną”, której przyświecało hasło „Doctrinae – Virtuti – Humanitati” (czyli „Nauce – Odwadze – Ludzkości”). Nacisk kładziono przede wszystkim na naukę języków (w tym greki i łaciny), literatury i historii. Trudno dziwić się więc, że wielu uczniów już wtedy podejmowało pierwsze próby literackie; niektórym w przyszłości dane było zostać cenionymi pisarzami. Wśród nich był nastoletni, zafascynowany nade wszystko niemiecką poezją romantyczną, Carl Busse. Z okresu wągrowieckiego pochodzą jego najwcześniejsze liryki, jeszcze bardzo niedoskonałe, jak chociażby cykl pięciu krótkich wierszy ochrzczonych wspólnym mianem „Polnische Vagabundenlieder” („Polskie pieśni włóczęgów”), które drukiem ukazały się kilka lat później, w wydanym w 1892 roku debiutanckim tomiku „Gedichte” („Wiersze”). Był więc typowym uczniem-humanistą, co sam podkreślał, pisząc: „Matematyka była oczywiście ponad moje siły, ale byłem dobry z łaciny”. Z tego z kolei wysnuwał dalej idące wnioski: „Wszystko, co zaobserwowałem, zgadza się z paulsenowskim doświadczeniem [chodzi o słynnego niemieckiego filozofa i pedagoga z przełomu XIX i XX wieków Friedricha Paulsena – przyp. DCh, SCh] (…), że w większości najlepsi z łaciny są najlepszymi uczniami i tęgimi głowami”. I wreszcie: „W ten sposób bez specjalnych niedogodności,  zawsze jako najlepszy w klasie, dotarłem do świetnego okresu szczenięcych lat. – Wtedy nastąpiło nieszczęście”. Tym nieszczęściem była oczywiście choroba Hermanna Bussego.

fot. „Polnische Vagabundenlieder”, Hochschul- und Landesbibliothek RheinMain in Wiesbaden, Nachlass Jacobowski Hs. 396.; pierwsze próby poetyckie Bussego z Wągrowca, wydane w 1892 roku w jego pierwszym tomiku wierszy „Gedichte”.

W drodze na dno

Co było przyczyną choroby? W nadmienionym powyżej szkicu autobiograficznym Carl wspominał ojca jako człowieka bardzo surowego, sztywnego i małomównego, który nie znał czułości, a synów wychowywał, nierzadko stosując wobec nich kary cielesne. Z tego opisu wyłania się więc portret typowego pruskiego urzędnika z czasów kanclerza Ottona Bismarcka. Nie brakowało mu także dumy ani ambicji; tej ostatniej nie zaspokajało pełnione w prowincjonalnym Wągrowcu stanowisko. Czuł też wyższość, którą zresztą starał się wpajać synom, nad swoimi polskimi sąsiadami. Mimo to chętnie grywał z okolicznymi właścicielami ziemskimi w karty. I notorycznie przegrywał, popadając w coraz większe zadłużenie. Tak się tym ponoć przejął, że z czasem zaczął zachowywać się jeszcze mniej racjonalnie – pieniądze wydawał na prawo i lewo, czym dodatkowo wpędzał w depresję małżonkę. Jak to wpływało na synów? Carl pisał: „Jako chłopcy dwunasto-, szesnastoletni dostrzegaliśmy coraz gorszą sytuację materialną. Nosiliśmy w duszy nieszczęście i wstyd, w dzień niegrzeczni, robiliśmy wiele głupot, a w nocy płakaliśmy. W naszych rękach były wszystkie domowe pieniądze, można więc sobie wyobrazić, do czego doprowadziło to rozporządzanie przez nas finansami. Bieda, zagubienie, spotęgowane jeszcze przez okres dojrzewania, przez napięcia między Polakami a Niemcami, które przedostały się do kręgów szkolnych i kończyły się kłótniami i bójkami, przez odczuwalny przymus chodzenia do szkoły”.

Sytuacja rodzinna wpływała na stosunek Carla do szkoły. Praktycznie z dnia na dzień tracił nią zainteresowanie, przestał się uczyć. Z perspektywy czasu tak widział tamte wydarzenia z końca lat 80. XIX wieku: „Nie miałem złych nauczycieli, tylko zobojętniałych i niewyrozumiałych. Musieli widzieć, że otwarty, wesoły chłopiec, dobry uczeń, nagle zamienił się w chuligana, kłamcę, który nie przykłada się do nauki. Wyzywali, karali, co potęgowało nieszczęście cierpiącego i przewrażliwionego chłopca. Pamiętam libacje, po których byłem nieprzytomny. Z sekundanerami [uczniami klasy drugiej, czyli przedostatniej – przyp. DCh, SCh] z pomalowanymi na czarno twarzami udawałem się w nocy na rozboje. Na rozkaz primanera [ucznia najstarszego rocznika – przyp. DCh, SCh] włamaliśmy się do sali gimnastycznej, rozbiliśmy okna, pisaliśmy prześmiewcze teksty na murze i stopniowo wprowadzaliśmy niepokój w mieście. Skończyło się tym, że postanowiono przy pierwszej nadarzającej się okazji przykładnie ukarać prowodyra. Posiadałem opinię chuligana, więc traktowano mnie jako przywódcę, a ponieważ znaleziono u mnie dzieła literatury modernistycznej, na przykład Karla Bleibtreua, zostałem relegowany w pierwszej kolejności. Zakazano nawet uczniom kontaktu ze mną. Ale oni byli bardziej wyrozumiali od nauczycieli. (…) W pewnym sensie było to dla mnie wybawienie, gdy skończyła się ta nieszczęsna kariera szkolna”. Nie mogąc bowiem liczyć na zdanie matury w Wągrowcu, Carl zdecydował się zabrać mały spadek po ojcu i udać się do Berlina, gdzie dokończył naukę na etapie gimnazjalnym.